KSIĘGA PIERWSZA Rozdział 1 - "Wariatka"
- tolkienfan
- 15 maj 2018
- 3 minut(y) czytania
Clary przyglądała się sobie w lustrze.
Z obrzydzeniem patrzyła na swoje blade, piegowate nogi i lustrowała wzrokiem rude loki, niesfornie opadające na czoło. Ogromne, zielone oczy rozglądały się uważnie po pomieszczeniu w poszukiwaniu torebki. Gdy w końcu dziewczyna ją znalazła było już grubo po dwudziestej drugiej. Prychnęła rozgniewana, zabrała ze stołu w kuchni klucze i wybiegła z domu.
Lipcowy wieczór spłynął na ulice Nowego Jorku dusznym, gorącym powietrze.
Zewsząd dobiegały Clary odgłosy imprez i śmiejących się głośno nastolatków.
Wielkie miasto nawet w nocy nie spało. Wszyscy cieszyli się wakacjami i piękną pogodą. Dziewczyna również. Już od przeszło czterech dni, korzystając z tego, że Jocelyn- jej matka wyjechała na wakacje, ona i jej chłopak Simon odwiedzali wszystkie najlepsze kluby, pomimo, iż wciąż nie byli pełnoletni.
Czasami udawało się im niepostrzeżenie wślizgnąć, czasami zwyczajnie nie pytano ich o wiek, a czasem korzystając ze swoich umiejętności aktorskich Simon udawał dwudziestolatka.
Dziś jednak było inaczej, Clary czuła to.
Rano, tuż po przebudzeniu otrzymała od kuriera piękną czarną suknię, złote szpilki i zaproszenie na romantyczną kolację.
Szykowała się na tą randkę od rana, krok po kroku, według wszystkich poradników, jakie tylko zdołała znaleźć w Internecie.
Mało tego, nawet się pomalowała, choć zwykle tego nie robiła. A teraz wszystko na nic, już jest spóźniona ponad pół godziny. Cholera.
Wtem z czeluści jej kopertówki dobiegł ją ostry, przenikliwy dzwonek telefonu.
Zaczęła grzebać w torebce, nie mogąc znaleźć swojego smartfona.
Uf, nareszcie. Chwyciła telefon i pospiesznie odebrała, nim Simon zdążył się rozejrzeć.
-Clary, gdzie ty do cholery jesteś? Czekam już czterdzieści minut!
-Wiem Simon, bardzo cię przepraszam. Zaraz będę- rozłączyła się, zanim zdążył dodać coś jeszcze.
Przezornie wepchnęła telefon do kieszeni płaszcza i ruszyła biegiem w stronę postoju taksówek. Szlag by trafił, przecież wzięła ze sobą tylko dziesięć złotych.
Na taksówkę na pewno nie starczy. W takim razie pozostało jej metro. Zatłoczone, pełne spoconych ludzi metro. No trudno, przecież musi tam jakoś dotrzeć, prawda?
Clary ruszyła biegiem w stronę widocznego niedaleko tunelu. Nim zdążyła tam dotrzeć, sukienka już kleiła się jej do pleców, a wysokie obcasy zdążyły porobić jej odciski na stopach. W końcu dotarła do celu.
Na stacji, tak jak przewidywała czekały tłum. Głównie nastolatkowie i wracający z pracy dorośli. Dziewczyna przedzierała się przez zbitą masę ludzi i nawet nie zauważyła, kiedy doszła do linii torów. Niebezpiecznie się wychyliła i w tym samym momencie jej cienka szpilka spłatała jej figla. Clary zachwiała się i byłaby wypadła na tor metra, gdyby nie czyjaś ciepła ręka na jej przegubie. Zaskoczona odwróciła się i zobaczyła przed sobą wysokiego, przystojnego chłopaka. Jego twarz okalała aureola złotych włosów, a niebieskie oczy przeszywały ją na wylot.
-Bardzo dziękuję- wyjąkała Clary.
Chłopak drgnął na dźwięk jej głosu, jakby zdziwił się, że go zauważyła.
-Kim jesteś?- spytał przyglądając się jej uważnie.
-Przepraszam, ale chyba nie rozumiem. O co ci chodzi?- dziewczyna była lekko zdezorientowana.
-Podziemną, demonem? Gadaj, tylko szybko!- w jego tonie pobrzmiewała groźba.
W tym momencie Clary się zdenerwowała. Niepowodzenia całego dnia i zirytowanie, a w szczególności robienie z niej idiotki przez jakiegoś blond lalusia wezbrały w niej z ogromną siłą.
-Posłuchaj mnie, ja naprawdę nie wiem, o czym mówisz.Więc, z łaski swojej daj mi spokój człowieku, bo jestem już spóźniona na randkę, a mój chłopak czeka na mnie od godziny!- ostatnie zdanie już prawie wykrzyczała.
Ludzie wokół zaczęli na nią dziwnie patrzeć. Jakby zwariowała.
-Masz jeszcze jakieś pytania?
Teraz podszedł do niej jakiś mężczyzna , z torbą przewieszoną przez ramię.
Blondyn wyciągnął nóż i mruknął coś pod nosem.
Clary zaczęła krzyczeć, a ludzie wokół niej szemrać. Ktoś zadzwonił po policję.
Chwilę później przez tłum przebili się dwaj komendanci.
-Komendant Steve i komendant Roberts- przedstawili się- Chcielibyśmy pani zadać kilka pytań. Czy pójdzie pani z nami dobrowolnie?
-Ja...Oczywiście panie władzo, tylko proszę powiedzieć temu zbirowi,aby mnie puścił-rzekła drżącym głosem Clary.
Komendant policji wytrzeszczył na nią oczy.
-Proszę pani, ależ tam nikogo nie ma- wtrącił niepewnie pan Roberts.
-Ależ, panie policjancie, przecież on stoi tuż obok mnie!
Policjanci spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym zakuli Clary w kajdanki...

Komentarze